Przez morze z Malezji do Tajlandii

Jeśli chcemy pojechać z Malezji do Tajlandii, ciekawą opcją jest także przepłynięcie łodzią i zwiedzenie dwóch ciekawych rejonów – Langkawi i Ko Lipe. Rejs łodzią motorową zajmuje tylko półtorej godziny. Ale dzięki procedurom granicznym to prawie pół dnia pracy.
Port w Teladze
Ko Lipe wypływa z portu Telaga, który znajduje się w zasadzie na północno-zachodnim krańcu Langkawi. To jest około 25 minut jazdy od głównego miasta turystycznego Pantai Cenang. Tutaj trzeba się sporo wyprzedzić, bo czekają nas procedury graniczne. Stosunkowo nieprzyjemną rzeczą jest to, że oddaje się tu także paszporty, które dostaje się tylko w Tajlandii

Latarnia morska i góry
Jeśli chcemy podziwiać widoki na tutejsze piękne góry i słynną kolejkę linową, lepiej usiąść po prawej stronie łodzi.

Gunung Machinchang (708 m)
Z łodzi można zobaczyć najpiękniejszą część Langkawi – przybrzeżne góry ze słynnym szczytem Gunung Machinchang (708 m), na który prowadzi słynna kolejka linowa – TOP atrakcje na Langkawi

Na Koh Lipe
Gdy Langkawi znika na horyzoncie, zaczyna się nudna część podróży po otwartym morzu. Na łodzi jest film, więc można go obejrzeć lub spróbować zasnąć. Czasem na statku jest gorąco, czasem klimatyzacja działa za mocno, dlatego lepiej mieć coś do ubrania na zapas. Wreszcie jesteśmy na Koh Lipe. Jest to bardzo płaska wyspa, zatem wzgórze na horyzoncie to już kolejna wyspa – Ko Adang, na którą zdecydowanie polecam wybrać się chociaż na półdniową wycieczkę.

Przenieś się na brzeg
Ponieważ jest tu bardzo płytko, motorówka jest zakotwiczona stosunkowo daleko od brzegu. Turystów transportuje się zatem lokalnymi łodziami typu longtail, które mogą pomieścić około dziesięciu osób. Nie zabierasz dużego bagażu, załoga samodzielnie dowiezie go na brzeg.

W urzędzie celnym
Urząd celny znajduje się tuż przy słynnej plaży Pattaya. Panuje tu spory chaos, bo kręcą się tu zarówno ci, którzy dopiero przyjechali, jak i ci, którzy zaraz wyjadą. To wyjaśnia, dlaczego zabrali wam paszporty, w przeciwnym razie moglibyście wstać i samodzielnie zejść z plaży – w ten sposób trzeba długo czekać, aż steward wykrzykuje nazwiska – potem daje wam paszport i idziecie do celnika. Na koniec idziemy kawałek dalej, gdzie za wejście do parku narodowego trzeba zapłacić – tradycyjną tajską „opłatę za palenie”, bo Ko Lipe oczywiście nie wygląda na park narodowy. Kiedy już wszystko załatwisz, możesz w końcu udać się do miejsca zakwaterowania, pieszo lub tuk tukiem. I brawo na plażę
